Były wadowiczanin a aktualnie wrocławianin Jan Izydor Korzeniowski wydał niedawno kolejną swoją ksi
Były wadowiczanin wspomina w swojej nowej książce lata spędzone w naszym mieście

Były wadowiczanin a aktualnie wrocławianin Jan Izydor Korzeniowski wydał niedawno kolejną swoją książkę "Szare życie. Wybór opowiadań z lat szkolnych" w której po raz kolejny wspomina Wadowice.

Jan Izydor Korzeniowski niegdyś uczeń wadowickiego gimnazjum i absolwent AGH, teraz emerytowany inżynier górnik, związany jest z górnictwem odkrywkowym  Dolnego Śląska. W 1948 roku wyjechał, jak wielu z naszego miasta, do Świdnicy a od 1955 roku mieszka we Wrocławiu.  

W swoim twórczym  i ciekawym życiu (ma 89 lat!) uhonorowany został wieloma funkcjami, zaszczytami i nagrodami. Jest autorem kilkudziesięciu publikacji technicznych a także wielu powieści i zbiorów opowiadań. Tematem kilku z nich jest nasze miasto (Chłopcy z zielonych stawów, Uśmiech Wadowic, Szkoła, Powrót w cień miasta).

Niedawno wydano kolejną "Szare życie. Wybór opowiadań z lat szkolnych" to echa biografii z czasów wadowickich. Ojciec autora był tercjanem w szkole przy ulicy Sienkiewicza i z tą szkołą i okolicą (stacja kolejowa, planty, rynek, Targowica, Podstawie) łączą się tematy kilkunastu opowiadań z lat 1936 - 1949.  Oto fragment jedneego z nich (Lotnik czy ksiądz?"):

"Szczególnie polubiłem samoloty w czasie okupacji.... Te papierowe, drewniane i te amerykańskie...O modelach szybowców już mówiłem. Udawały mi się bardzo. Bałem się jednak puszczać je z dachu szkoły, aby nie podpaść niemieckim uczniom i nauczycielom. Dlatego szybowiec zwykle ładowałem do worka i udawałem się na różne pagórki, z daleka od centrum miasta. Taką górką a raczej pagórkiem było wzniesienie zwane Czumą./.../Otóż z tej górki, Czumy, wyrzucałem swoje modele bezsilnikowych samolotów. Pięknie latały. Jednego dnia skończyło się wszystko, kiedy młody hitlerowiec, mój wróg, Horst, połamał mi najlepszy szybowiec jaki miałem. Zdeptał go buciorami na podwórku szkolnym, gdzie bez rozwagi puszczałem szybowiec stojąc na cembrowanej studni. Aż prosiło się dać Niemcowi w mordę./.../ W tym dniu alarmy, syreny wyły przeraźliwie. Po pewnym czasie milkły. Wtedy następowała pełna napięcia cisza. I nagle wyrywał sie z naszych gardeł krzyk radości:

- Są, nadlatują, lecą !

Słychać było tylko warkot motorów. Łamiemy zakazy wychodzenia ze schronów w piwnicach, oznakowanych Achtung, Spion! i wybiegamy na podwórko szkolne. Eskadra za eskadrą. Cóż to za wspaniały widok! Brat liczył samoloty, mylił się, ciągle nadlatywały, nie sposób było policzyć. Leciały w szyku zwartym, dziesiątkami, nieba nie widać. Srebrzyły się wielkie, amerykańskie bombowce. Przesuwał się ten srebrny dywan nad szkołą, nad Plantami, nad naszymi głowami leciał w kierunku Tomic./.../ Nagle dudnienie. Dalekie odgłosy, pomruki. Nadstawiamy uszy.

- Bombardują, walą jak cholera ! - mówił podniecony Tercjan. - o, znów, słyszycie?

Słyszeliśmy. Niebo nad szkołą czyste, bez chmurki. Upływały minuty, godziny. Cisza. Oczekiwanie.

- Są, wracają, ale piękne ! - wołamy rozpaleni. - Zrobili swoje./.../.

Moim marzeniem było zostać lotnikiem. Nie udało się. Według Mamy - miałem być księdzem".

Książka może być niezła ciekawostką dla naszych mieszkańców, czy ludzi śledzących lokalną historię. Można ją kupić w księgarniach jak i internetowo.

(ZJ)

NAPISZ DO NAS: kontakt@wadowiceonline.pl

Nie masz uprawnień do komentowania tego artykułu.