Mieszkańcy, kolejarze, samorządowcy oraz młodzież pamiętali o kolejowej tragedii sprzed 70. lat, kie
Pamiętali o kolejowej tragedii sprzed 70. lat

Mieszkańcy, kolejarze, samorządowcy oraz młodzież pamiętali o kolejowej tragedii sprzed 70. lat, kiedy to w Barwałdzie pociąg wojskowy zderzył się z osobowym. Zginęło około 130 osób, ponad 60 zostało rannych. Pod pamiątkowym obeliskiem złożono kwiaty i odmówiono modlitwę.

To trochę zapomniana ale najtragiczniejsza pod względem liczby ofiar śmiertelnych katastrofa kolejowa w Polsce. 24 listopada 1944 roku po godzinie 15:00 na linii kolejowej nr 117 (odcinek Kalwaria Zebrzydowska-Wadowice) około 300 metrów w kierunku wschodnim od obecnego przystanku Barwałd Średni (ten powstał dopiero w 1993 roku) w aktualnym kilometrze 7,323 przepełniony pociąg osobowy relacji Zakopane-Kraków (został skierowany okrężną drogą przez Wadowice-Spytkowice z powodu uszkodzenia przez partyzantów szlaku Kalwaria-Skawina) zderzył się w Barwałdzie czołowo z transportem wojskowym.

Oddajmy głos profesorowi Andrzejowi Nowakowskiemu, który to zdarzenie szczegółowo opisał w fantastycznej broszurze pod tytułem "Z dziejów wadowickiej kolei (1887-1999)" wydanej w 1999 roku w Wadowicach, opierając się na relacji Gustawa Studnickiego, który ten temat poruszył w swojej monografii barwałdzkiej:

"Nie byłoby tej katastrofy, gdyby pociąg osobowy zatrzymał się na stacji Kalwaria Zebrzydowska, lecz na odcinku do Wadowic postój nie był planowany. Kiedy dyżurny ruchu w Kalwarii Zebrzydowskiej zorientował się, że popełnił błąd, zasygnalizował konieczność zatrzymania pociągu przy pomocy czerwonej chorągiewki, lecz zostało to zbagatelizowane przez obsługę pociągu osobowego. Co prawda, wysłano za nim parowóz, który gwizdami wzywał do zatrzymania się, lecz ta wiadomość nie dotarła do maszynisty, względnie nie zdołał on dogonić pociągu osobowego. Natomiast jadący z przeciwległego kierunku transport wojskowy z Wadowic do Kalwarii otrzymał rozkaz "A" - bez zatrzymywania się na stacjach pośrednich.

Tymczasem transport wojskowy minął stację w Kleczy Górnej, kiedy uświadomiono sobie grożące niebezpieczeństwo. Zderzenie czołowe obu pociągów nastąpiło na odcinku toru o małej widoczności. Pociąg osobowy był przeładowany, posiadając w składzie stare austriackie "drewniaki" z lat 1911-1918. Transport wojskowy był złożony z nowych, solidnych pulmanów. Toteż skład cywilny został niemal doszczętnie zniszczony, a skład wojskowy nie uległ większym zniszczeniom.

Akcja ratownicza była niezwykle utrudniona. Na miejsce zdarzenia przybyły jedynie dwie karetki i trzech lekarzy. Brakowało noszy i sanitariuszy. Brakowało również środków opatrunkowych, zaś ludność darła swe prześcieradła na bandaże. Zidentyfikowane ofiary tragedii były w większości Polakami w pociągu osobowym (większość Niemców ocalała). Rannych umieszczono w szpitalu w Wadowicach, Andrychowie i Zebrzydowicach oraz w polowym lazeracie wojskowym, mieszczącym się w szkole powszechnej w Kalwarii. Ostatniej posługi umierającym udzielali kapłani z nowo powstałej parafii kalwaryjskiej: proboszcz ks. Józef Zwardoń oraz wikarzy, księża - Jan Miranów i Ignacy Lang."

Dokładna liczna ofiar śmiertelnych nie jest znana: przypuszcza się, że wyniku zderzenia zginęło około 130 osób, a ponad 60 zostało rannych. Biorąc pod uwagę liczbę ofiar śmiertelnych była to najtragiczniejsza katastrofa kolejowa w historii polskich kolei.

23 listopada 2004 roku, w przededniu 60. rocznicy katastrofy, staraniem władz samorządowych, przedstawicieli świata nauki oraz spółki PKP PLK w miejscu katastrofy dokonano odsłonięcia obelisku pamiątkowego upamiętniającego to tragiczne zdarzenie oraz jego ofiary.

W poniedziałek (24.11) minęła 70. rocznica tej tragedii. W środę (26.11) pod obeliskiem spotkali się kolejarze (którzy wprowadzili historyczny sztandar z 1920 roku), przedstawiciele PKP PLK, samorządowcy (starosta wadowicki Jacek Jończyk, burmistrz Kalwarii Zebrzydowskiej Zbigniew Stradomski, sołtys Barwałdu Średniego Paweł Odrobina), proboszcz miejscowej parafii ks. Wiesław Widuch, miłośnicy kolei (m.in. prof. Andrzej Nowakowski), a także młodzież z pobliskiego Zespołu Szkół nr 7 w Barwałdzie Dolnym z dyrektorką Bernadettą Kalembą–Żołnierek na czele. Złożono kwiaty i odmówiono modlitwę.

(Marcin Guzik)
(zdjęcia: Krzysztof Cabak

NAPISZ DO NAS: kontakt@wadowiceonline.pl

Komentarze  

-5 #1 Mietek 2014-11-26 19:13
Kalwaria-Skawin a nie jest szlakiem... (zarówno wtedy jak i dzisiaj).
-3 #2 Miał 2014-11-26 22:18
:-x :-x :-x Znowu jakiś kocur nasrał w nocy na rynku:-x :-x :-x
-3 #3 Maciej 4 2014-11-27 14:15
Obecnie to nikt nie zginie w wypadku kolejowym na tej trasie z pasażerów.Jedyn ie obsługa pustego składu jaki toczy się od wielu lat z szybkością do 40 km/godz.
-1 #4 Andree 2014-11-27 15:40
Cytuję Maciej 4:
Obecnie to nikt nie zginie w wypadku kolejowym na tej trasie z pasażerów.Jedynie obsługa pustego składu jaki toczy się od wielu lat z szybkością do 40 km/godz.

To nieprawda. Wg danych PLK dla odcinka linii nr 117 od km 0 do 17 (Kalwaria ZL-Wadowice), maksymalna prędkość, nie licząc lokalnych ograniczeń wynosi 50-70 km/godz., w miejscu tragedii sprzed 70 lat akurat 70 km/godz.
+4 #5 Ipek 2014-11-28 09:54
Każdy tu komentarz to tylko aby sobie dopiec, a mi się podoba że ktoś o tej tragedii pamięta. BRAWO
0 #6 Kolejorz 2014-12-01 10:03
Nie mogli go puścić przez D29-103 prosto ze Skawiec? Widać most (nomen omen wysadzony na amen niedawno) był cały skoro pociąg znalazł się w Kalwarii ;)

Nie masz uprawnień do komentowania tego artykułu.